Maj ukocham mocniej. Choć zapowiada się w biegu, bez wytchnienia. Za to z zupełnie nową perspektywą. W zupełnie nowej branży. Bez tej sztucznej zmianowości. Bez niewyspania, pogłębiającego poczucie permanentnego zmęczenia. Ze świeżą cerą i kompletnie innym postrzeganiem obowiązkowości. W miękkich mokasynach i z delikatną kreską na oku. Bez schizofrenicznej sztampy mieszanej z oleistymi okami w brudnym zmywaku, po biznesowych konferencjach. Hotelarstwo, które żegnam ukochałam jakieś trzynaście lat temu. I byłam mu niezmiernie wierna i oddana. Oklaskiwałam jego zalety i szaleńczo doceniałam to, jak radziłam sobie z wadami. To zawód, któremu zwyczajnie się oddałam i nie widziałam życia poza nim. Jedna przeprowadzka, druga i trzecia też, nijak nie mogły wpłynąć na trajektorię ruchów moich stóp. Nogi same biegły do obiektów oznaczonych dumnie gwiazdkami. To było tak naturalne i oczywiste.
Za kilka dni przestąpię próg nowego miejsca. Nowe zasady. Nowe zadania. Inny wymiar.
Nie czuję nic emocjonującego. Nie siedzę na rozpędzonej huśtawce. Raczej stoję obok niej i myślę sobie, że zdecydowanie za duża jestem by na niej usiąść. A przynajmniej, że dzisiaj nie mam na to zwyczajnie ochoty. Patrzę, jak promień słońca przedziera się przez brzozy. Jak huśtawka zaczyna kołysać się wraz z podmuchem wiatru. Czuję, jak z zimna pojawia się na moim ciele gęsia skórka. Pora wrócić do domu. Celebrować ostatnie dni "pomiędzy".
MOJSZY
niedziela, 1 maja 2016
sobota, 30 kwietnia 2016
trzeci
Kiedy odnajdziesz swoją drogę, swoje miejsce. Kiedy zaczynasz przypominać sobie kim jesteś i jaki smak lubisz najbardziej. Kiedy wracasz na polanę, która w dzieciństwie była swoistym azylem. Kiedy wreszcie chce Ci się rano wstawać i nawet prasować tę kieckę, co to jej nikt prasować absolutnie nie chce. Kiedy czujesz, że jesteś tu gdzie trzeba. Kiedy dociera do Ciebie, jak bardzo ludzie kłamią i jak usilnie szukają winnych swojego losu wszędzie, gdzie popadnie. Nawet czterysta kilometrów w bok. Wtedy cieszysz się, że odeszłaś. I że kochasz kwiecień.
niedziela, 28 lutego 2016
drugi
Pół roku od niebywale niechcianych doświadczeń, docierają do mnie słuchy, tak lekko wypowiedziane słowa, jakby ich wcześniejszy brak nie niósł za sobą żadnego bólu, że ot i wszystko już jasne i klarowne stało się i wiesz, taka szkoda że Cię tu nie ma... Doceniam swoje wycofanie w takich chwilach. Swoje "nie warto, prawda sama wyjdzie na scenę, kiedy będzie na to czas", wyduszone przez ściśnięte gardło, z grymasem twarzy zalanym litrami gorzkich łez. Jak wiele mnie to kosztowało, wiem tylko ja. L. domyśla się, w końcu mieszka od paru miesięcy z chodzącą deprechą. Reszta albo nie ma czasu czegokolwiek zauważyć, albo wściubia nos w nie swoje sprawy z charakterystyczną dla siebie subtelnością, godną ropnia na d....
Mam jedynie większą alergię na kłamstwo, objawiającą się puchnięciem twarzy i swędzeniem w okolicy napiętych od złości pięści zawsze wtedy, gdy kłamca złapany za rękę udaje olbrzymie zdziwienie albo wciska kity, że to nie jego ręka. Kiedy tylko odkryłam, że zostałam okłamana, czułam się malutka. Taka śmiesznie mała, że inni z drwiną wypisaną na twarzy, okłamują mnie nie mając żadnych skrupułów, czy wyrzutów...
To łamało, jak niespodziewany kopniak prosto w trzewia, od osoby, którą chciało się uścisnąć na powitanie.
Wiele łez upłynęło, zanim odczuwanie wskoczyło na właściwy tor. Zanim w chwili kłamstwa zobaczyłam, jak maleje kłamca, a nie ja. Dość intuicyjnie przeszeregowałam otoczenie. Świadomość sama wskazała miejsca dla starych i nowych, dla niechcianych i tych wytęsknionych. Wystarczyło jej posłuchać. Teraz pora na nowe rozdanie. Karty przetasowane. Gracz niemalże gotowy do gry. Jeszcze jeden oddech. Jeszcze kilka spokojnych nocy. I może terapeutyczne zakupy. W końcu nic tak nie uskrzydla, jak nowa para butów i flakonik zmysłowych perfum na wiosnę.
Kocham zmiany. Jednak tych w ostatnim czasie było aż nadto. Pora osiąść na stałe. Byle prądy sprzyjały...
Mam jedynie większą alergię na kłamstwo, objawiającą się puchnięciem twarzy i swędzeniem w okolicy napiętych od złości pięści zawsze wtedy, gdy kłamca złapany za rękę udaje olbrzymie zdziwienie albo wciska kity, że to nie jego ręka. Kiedy tylko odkryłam, że zostałam okłamana, czułam się malutka. Taka śmiesznie mała, że inni z drwiną wypisaną na twarzy, okłamują mnie nie mając żadnych skrupułów, czy wyrzutów...
To łamało, jak niespodziewany kopniak prosto w trzewia, od osoby, którą chciało się uścisnąć na powitanie.
Wiele łez upłynęło, zanim odczuwanie wskoczyło na właściwy tor. Zanim w chwili kłamstwa zobaczyłam, jak maleje kłamca, a nie ja. Dość intuicyjnie przeszeregowałam otoczenie. Świadomość sama wskazała miejsca dla starych i nowych, dla niechcianych i tych wytęsknionych. Wystarczyło jej posłuchać. Teraz pora na nowe rozdanie. Karty przetasowane. Gracz niemalże gotowy do gry. Jeszcze jeden oddech. Jeszcze kilka spokojnych nocy. I może terapeutyczne zakupy. W końcu nic tak nie uskrzydla, jak nowa para butów i flakonik zmysłowych perfum na wiosnę.
Kocham zmiany. Jednak tych w ostatnim czasie było aż nadto. Pora osiąść na stałe. Byle prądy sprzyjały...
środa, 20 stycznia 2016
pierwszy
Zupełnie bez znaczenia, jakie wyznajesz prawdy emocjonalne, czy inne krzywizny sumienia Tobą rządzą, Ludzkość opanowało przekonanie, że każdy łże, że cel uświęca środki i jeśli nie odnajdujesz się w tym syfie bestialskich zachowań, w wyrafinowany sposób ukrytych pod płaszczem profesjonalizmu czy innego określenia postępowania ludzi sukcesu, to jesteś zwyczajnie nikim. Panuje też przekonanie, że jeśli nie międlisz wokół uszu swoimi problemami, demonami duszy czy Bóg jeden wie czym jeszcze, to znaczyć może jedynie tyle, że masz życie sielsko anielskie. A przecież masz usterki charakterologiczne i inne zarysowania, więc owe szczęście nie należy się Tobie. Trza je odebrać i na koniec tupnąć nóżką, że pozbawiono słusznie, a Ty masz na kolana paść lub czołgać się w fekaliach ludzkiej zawiści. Bo inaczej satysfakcji brak i dowalić trzeba ciosem mocniejszym i bardziej okrutnym.
Najtrudniej opisać wyraz twarzy oprawcy targanej spazmami zaszokowania, kiedy ów ataki okazuje się, że nie zabiły a zmotywowały do działania. Pozwoliły odkryć pokłady cech i pragnień dotychczas ukrytych, uśpionych lub nigdy nie wybudzonych z embrionalnego snu. Pozwoliły odnaleźć cel, a przynajmniej kierunek...
I nagle uświadamiasz sobie, że to jak postrzegasz świat i na jakie uczucia sobie pozwalasz, jest jedynym wyznacznikiem szczęścia. Że krzywdzeni są wszyscy w ten czy inny sposób. Że siła dostrzeżenia tego, co najcenniejsze jest w Tobie samym i nikt, ani nic nie ma takiej mocy, jak Ty sam.
I nagle czujesz lekkość, a może raczej wolność. Przestajesz analizować, szukać przyczyny. Po prostu zaczynasz żyć.
Pojawia się tylko jedno pytanie. Czy to oznacza, że powinieneś być wdzięczny za zadany ból, skoro doprowadził Cię do tak przyjemnego stanu?
Najtrudniej opisać wyraz twarzy oprawcy targanej spazmami zaszokowania, kiedy ów ataki okazuje się, że nie zabiły a zmotywowały do działania. Pozwoliły odkryć pokłady cech i pragnień dotychczas ukrytych, uśpionych lub nigdy nie wybudzonych z embrionalnego snu. Pozwoliły odnaleźć cel, a przynajmniej kierunek...
I nagle uświadamiasz sobie, że to jak postrzegasz świat i na jakie uczucia sobie pozwalasz, jest jedynym wyznacznikiem szczęścia. Że krzywdzeni są wszyscy w ten czy inny sposób. Że siła dostrzeżenia tego, co najcenniejsze jest w Tobie samym i nikt, ani nic nie ma takiej mocy, jak Ty sam.
I nagle czujesz lekkość, a może raczej wolność. Przestajesz analizować, szukać przyczyny. Po prostu zaczynasz żyć.
Pojawia się tylko jedno pytanie. Czy to oznacza, że powinieneś być wdzięczny za zadany ból, skoro doprowadził Cię do tak przyjemnego stanu?
Subskrybuj:
Posty (Atom)